Pamiętam (choć już jak przez mgłę) czasy, kiedy nie miałam dzieci. Słyszałam wówczas różne opinie na temat tego, jak to pojawienie się potomstwa wywraca świat do góry nogami. Słuchałam o tym, jak to nie ma na nic czasu, ale też o tym, jak posiadanie dzieci uczy dobrej organizacji, multizadaniowości itd. Słyszałam rady udzielane mamom powracającym na rynek pracy, by nie postrzegały siebie jako tych, które „siedziały w domu” na urlopie macierzyńskim, ale by myślały i mówiły o sobie, że zarządzały wieloma projektami, budżetem, planowały, negocjowały, mediowały itd. Ale wówczas nie do końca przemawiało to do mojej wyobraźni…
Za to kiedy zostałam mamą…
Nic wcześniej nie zaburzyło aż tak mojej równowagi zarówno dosłownie jak i w przenośni. Pisałam o tym, jak
utraciłam work life balance, pracując w terenie. Jednak z perspektywy czasu to nic w porównaniu z tym, jaki chaos wprowadziły dzieci w moje życie.
Zdrowe odżywianie, ćwiczenia, odpowiednio długi sen, wizyty u lekarza, spotkania ze znajomymi, oglądanie filmów, czy seriali – wszystko stało się przynajmniej dwa razy trudniejsze, żeby nie napisać niemożliwe. Przynajmniej na jakiś czas.
Pytanie z tytułu jest przewrotne, bo niby jak dzieci uczą mnie dbać o moją równowagę? Jak, skoro raczej robią wszystko świadomie i nie, by mnie z tej równowagi wytrącić? 🙂 .
Jak dzieci uczą mnie dbać o równowagę
No właśnie, jak?
W pierwszej kolejności uświadomiłam sobie, że
odpowiedzialność jest po mojej stronie. Dzieci dbają o zaspokojenie swoich potrzeb dostępnymi im na danym etapie rozwoju metodami.
Ja za to decyduję, czy zaspokoić ich potrzeby kosztem swoich.
Ja decyduję, czy zadbać o swój komfort, czy tym razem z niego zrezygnować na rzecz relacji.
Choć w dłuższej perspektywie to dla dobra relacji ważne , żebym zadbała o swój komfort i swoje potrzeby.
A o to, czego nauczyły mnie moje dzieci:
Mam swoje potrzeby i chcę o nie zadbać
Decyduję o tym jak, kiedy i z czyją pomocą je zaspokoić.
Zarządzanie energią
Nie mogę się eksploatować, bo to się odbija na dzieciach i na naszej relacji.
Priorytety
Długo to trwało, ale nauczyłam się wyrzucać coraz więcej spraw z listy „to do”.
Odpuszczanie
Jak rozumiem odpuszczanie możesz szerzej przeczytać
tutaj. Natomiast w kontekście dzieci miałam sporą pracę do odrobienia, by znaleźć równowagę między byciem konsekwentnym za wszelką cenę a odpuszczaniem dla świętego spokoju. By odkryć różnicę kiedy odpuszczam, bo coś nie jest warte utraty relacji, a kiedy odpuszczam, bo nie mam siły, bo moje zasoby leżą zakopane na dnie rowu mariańskiego.
Elastyczność
Planowanie przy jednoczesnej zgodzie na to, że nic z tych planów nie wyjdzie. Albo że trzeba będzie je odłożyć lub/i zmodyfikować.
Wszystko mija
To zdanie tak bardzo, jak mnie irytuje, tak bardzo też pomogło mi przetrwać kryzysowe momenty macierzyństwa i nie tylko. Irytuje mnie, bo wszystko mija… Za szybko, jeśli patrzymy na całe nasze życie. Ale wszystko mija tak jak ząbkowanie, skoki rozwojowe, przeziębienie, a także żałoba, czy stresujące sytuacje. Czasami zamiast się miotać, szukać rozwiązań warto poczekać, aż to co trudne po prostu minie.
Gdyby nie dzieci nie zrozumiałabym, że nie można mieć wszystkiego, że niektóre sprawy należy odłożyć, inne odpuścić, a jeszcze z innych całkowicie zrezygnować.
Gdyby nie dzieci, to dbanie o równowagę wciąż pozostawałoby w strefie planów, pobożnych życzeń, górnolotnych haseł, a dzięki nim po prostu małymi krokami, dostępnymi sposobami na co dzień dbam o balans. Choć nie da się ukryć, że bywa to syzyfowa praca 🙂 .
Miłego dnia
Gracjana