Żyć prosto, chcieć mniej – mówią jedni. Drudzy nawołują: Korzystaj ze zdobyczy techniki! Nagradzaj się!
Jak pogodzić obie tendencje? Dziś kolejna odsłona oparów absurdu.
Nie będę oryginalna jeśli się przyznam, że zaraziłam się koncepcją minimalizmu. W zasadzie idea jest już na tyle popularna, że aż chyba modne jest być „antyminimalistą” 🙂
Ale ponieważ jestem zwolenniczką umiaru, równowagi i unikania radykalizmu, to nie umknęło mojej uwadze, że i w tym temacie dochodzi do wypaczeń. Narosło mnóstwo stereotypów odnośnie minimalizmu. No i oczywiście co minimalista, to inna definicja.
Nie uważam się za minimalistkę, ale podejście to ułatwia wiele spraw, pozwala mi żyć bardziej komfortowo.
Co mi się podoba w minimalizmie:
W minimalizmie przemawia do mnie założenie, że w prostocie tkwi siła. Podoba mi się proste życie, w którym istotne jest odróżnić to, co chcemy od tego, czego potrzebujemy.
To, co najbardziej mnie ujęło ze względu na najbardziej namacalny i praktyczny aspekt to dysponowanie mniejszą liczbą rzeczy. A mniej posiadanych przedmiotów to mniej zmartwień, mniej spraw na głowie, mniej czasu poświęconego na myślenie o nich, na ich sprzątanie, szukanie, naprawianie itd.
Proste życie nie polega na gromadzeniu rzeczy, ale korzystaniu z takich, które je upraszczają, pozwalają zaoszczędzić czas i pieniądze. Choć oszczędność wcale nie jest kwintesencją minimalizmu. Siłą rzeczy – mniej wydając, odkładamy pieniądze, które z kolei możemy wydać na to, co jest dla nas ważne albo na coś, co nam uprości funkcjonowanie. Albo umożliwi zajmowanie się najistotniejszymi sprawami.
Co dla mnie znaczy żyć prosto:
Proste życie dotyczy nie tylko materialnych kwestii, ale rozumiem je w szerszym kontekście:
- w zgodzie ze sobą – czyli tak, by robić w życiu jak najmniej rzeczy , które „muszę” albo takich, które nie są zgodne z moimi wartościami, albo które kosztują mnie dużo wysiłku także emocjonalnego.
- jasna komunikacja – po to, bo nie dopuszczać do nieporozumień, jasno przedstawiać swoją opinię, odmawiać, kiedy trzeba ochronić swoje granice, zadbać o swoje potrzeby.
- wygodnie – korzystać z dobrodziejstw technologii, bez zbędnych zmartwień ani o sferę finansów, ani o ilość spraw i obowiązków, w swoim tempie i bez zbędnej presji.
- na miarę moich zarobków – bez wydatków ponad stan, bez zbędnych kredytów, co w praktyce oznacza, że np. korzystając z gadżetów nie muszę sięgać po te z górnej półki, czasem wystarczy mi darmowa wersja aplikacji, bądź budżetowa linia danego produktu.
Mniej znaczy więcej?
Hasło mniej znaczy więcej można interpretować na wiele sposobów. Dla mnie o tyle jest ono prawdziwe, że często robiąc mniej, wydając mniej, posiadając mniej, faktycznie mam więcej czasu ( by de facto zrobić więcej), pieniędzy ( by kupić więcej tego, czego naprawdę mi potrzeba), przestrzeni w domu i w głowie.
W moim przypadku punkt: „żyć prosto, a jednocześnie chcieć więcej” to pozorny absurd. Bo paradoksalnie dzięki zdobyczom techniki jestem w stanie żyć prosto. Kluczem jest raczej rozróżnienie tego, co chcę od tego, czego potrzebuję. A także wybranie rzeczy, na których mogę oszczędzić i tych, w które chcę zainwestować.
Dla każdego z nas co innego będzie potrzebne i warte dużych pieniędzy. Jakiś czas temu post Kasi z Simplicite o wypożyczeniu sukienki za ponad 300 zł rozgorzała dyskusja na temat tego, czym jest, a czym nie jest minimalizm. Trudno mi się wypowiadać na temat samego aktu wypożyczenia, bo nawet moja ślubna sukienka była tańsza od tej wypożyczonej. Natomiast to właśnie Ty wiesz, co jest Ci potrzebne. To Ty wiesz, na co nie wydasz pieniędzy, aby mieć je na to, co dla Ciebie jest ważne.
Kilka gadżetów, których nie muszę mieć, a które upraszczają mi życie
Chcieć więcej dotyczy nie tylko kwestii materialnych, ale także doświadczeń, wspomnień, spotkań, planów. Niemniej jednak, być żyć prościej i mieć czas na zdobywanie tych nowych przeżyć warto czasem zgromadzić więcej przydatnych przedmiotów, które albo ułatwiają pewne sprawy, albo pozwalają doświadczać pożądanych wrażeń.
O to dosłownie kilka gadżetów, bez których oczywiście mogę się obejść, ale już nie chcę 🙂
- Nie muszę mieć zdalnego odkurzacza, ale czy pisałam już kiedyś, jak bardzo nie lubię sprzątać? Pewnie ze 100 razy 🙂 . W związku z tym korzystam z używanego odkurzacza, który sprząta dosłownie za mnie także podczas mojej nieobecności. Dla niektórych to zbędny sprzęt, ale ja dzięki niemu zyskuję czas.
- Z pewnością lepiej byłoby, gdyby moja córka jadła świeże owoce w całości. Ale woli musy 🙂 Dlatego nabyłam za około 30 zł tubki wielokrotnego użytku i córka zjada nawet te owoce, na które normalnie nawet nie spojrzy i zawsze chce dokładkę 🙂 …Fakt, że w związku z tym potrzebuję blendera i czasu, żeby jej te musy przygotować ( ale mam go, bo nie odkurzam 🙂 ). Za to zadowolona mina dziecka – bezcenna!
- Aplikacja legimi i abonament na ebooki – aplikacja ta uratowała mnie w pierwszym roku życia mojego dziecka, które dosłownie wisiało na piersi, dzięki temu mogłam spokojnie czytać książki. Ponadto nie muszę kupować ich w wersji papierowej, nie zajmują mi miejsca, przez co zyskuję: czas, pieniądze i przestrzeń.
A Ty korzystasz z dobrodziejstw techniki, by uprościć sobie życie?
Pozostałe posty z cyklu
„W oparach absurdu”:
Jak być młodym i doświadczonym, dojrzałym i naiwnym, czyli w oparach absurdu cz.2
Jak okazywać emocje i mieć je pod kontrolą? – czyli w oparach absurdu cz.3
Jak pomagać innym i nie dawać się wykorzystywać? – czyli w oparach absurdu cz.4
Mamy być konsekwentni i żyć zgodnie z zasadami, a jednocześnie pozostać elastyczni-czyli w oparach absurdu cz.5
Mamy wyznaczać cele, czy przyjmować życie takim, jakie jest? – czyli w oparach absurdu cz. 6
Jak przestać się martwić i być przygotowanym na wszystko – czyli w oparach absurdu cz. 7
Mamy skończyć z perfekcjonizmem a jednocześnie się rozwijać, robić postępy, realizować cele, czyli w oparach absurdu cz.9
Miłego dnia
Gracjana
PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku