„Byle do wiosny!”.
Na co liczymy powtarzając to hasło? Że wraz z tą porą roku spłynie na nas – sama nie wiem… fala nowej motywacji, siły, natchnienie, odejdą zbędne kilogramy, zapomnimy o problemach, przestaniemy się martwić?
Byle do wiosny!
W zasadzie nadejście wiosny to dla wielu zmaganie się z alergią, bo wszystko zaczyna pylić. Ponadto zmieniamy czas – niby na lepsze, ale niektórzy dobry miesiąc szukają tej brakującej godziny, więc co roku o tej porze obserwują u siebie spadek motywacji, odporności, czy energii.
Oczywiście nikogo nie trzeba mnie przekonywać o wyższości dłuższych dni, większej ilości światła dziennego i słońca, kolorów itd., natomiast chciałam zwrócić uwagę na pewne powtarzające się schematy.
Najpierw czekamy na wiosnę, która ma przynieść świeży oddech, potem na lato i wakacje, bo po wakacjach to się zacznie, a następnie na Nowy Rok, żeby znowu poczynić niewiele warte postanowienia.
Tymczasem każda pora roku jest dobra na to, aby wziąć życie w swoje ręce, a więc coś rozpocząć, coś zakończyć, o czymś pomyśleć, coś zaplanować, coś usprawnić bądź definitywnie zmienić, spełnić marzenie – przejąć odpowiedzialność za siebie, swoje wybory i decyzje.
Nie musimy czekać na wiosnę, licząc, że przyjdzie lepsze jutro, a może wystarczy dobre dziś w końcu:
„Jutro to dziś – tyle że jutro.”
S. Mrożek