Doceniać to, co masz to taki banał powtarzany w kółko. Jednak ostatnio jakoś mocniej do mnie dotarło, jak wiele mam i jak niewiele trzeba by lub trzeba było, żebym tego nie miała.
O kilku tygodni chodzę i cieszę się z tego, co mam, a wszystko za sprawą lektury debiutanckiej książki Wojtka Miłoszewskiego „Inwazja”. Nie jest to w żadnym wypadku recenzja ani spoiler, ale fabuła tak mocno się na mnie odbiła, że sama jestem zaskoczona, że tak mocno wciąż we mnie rezonują jej echa.
O co chodzi?
Wojtek Miłoszewski przedstawia swoją wizję współczesnego świata z obecnie rządzącymi Polską i Rosją i innymi mocarstwami (Francja nieaktualna, ale nie ma to znaczenia dla całości), w którym Rosja zaanektowała terytorium Ukrainy i zaatakowała Polskę.
Nie chodzi o dysputy polityczne. Chodzi o prawdopodobieństwo tej historii. Chodzi o to, że w ciągu kilku dni to, co wydawało nam się końcem świata (np. utrata pracy) przestaje mieć znaczenie. To, co wydawało się oczywistością (woda w kranie, woda do picia, żywność) przestaje nią być i musisz o nią zabiegać z narażeniem życia.
Nie wiem, czy to za sprawą doświadczenia scenarzysty, realności stworzonych przez niego postaci, czy za sprawą napływających informacji o toczących się wojnach, dyskusjach o uchodźcach, zaczęłam inaczej patrzeć na codziennie sprawy i jeszcze mocniej doceniać ich wartość.
Marnowanie jedzenia. Po raz kolejny wyrzucam przeterminowany jogurt, który zniknął gdzieś w zakamarkach lodówki. Po czym przed oczami mam bohaterów książki, którzy za ten jogurt oddaliby swoje oszczędności. Cieszę się i doceniam, że mam co jeść.
Złoszczę się na córkę, która nie chce wyjść z piaskownicy, a jest już późno, ja jestem głodna i zmęczona. Przypominam sobie wtedy, że tak nie wiele brakowało, a w ogóle nie byłoby jej na świecie. Siadam zatem obok i przyglądam się, jak się bawi. 15 minut mnie nie zbawi, a ona się znudzi i wyjdzie sama. Cieszę się, że może bezpiecznie się bawić i nie rozpoznaje po odgłosie, jak daleko spadnie bomba.
Nie mam gdzie powiesić kolejnej sukienki. Stwierdzam, że mam za małe mieszkanie, nie mieści wszystkich tych rzeczy, które wciąż kupuję. A czy te rzeczy są mi niezbędne, czy mieszkanie na pewno jest za małe? Cieszę się, że mam dach nad głową i wygodne łóżko.
Doceniać to, co masz
Tak naprawdę uświadomiłam sobie, że mam ogromne szczęście, że nie muszę czekać na wojnę, czy na inne traumatyczne przeżycia, by nauczyć się doceniać tę codzienność. Niby wiem o tym od dawna, ale ostatnio weszło mi w krew zauważanie tych małych udogodnień, wygód, radości. W końcu to w tych banalnych rzeczach kryje się szczęście, o czym możesz też przeczytać tutaj.
„Ze szczęściem czasem bywa tak, jak z okularami, szuka się ich, a one siedzą na nosie.” Phil Bosman
By cieszyć się i doceniać to, co masz nie wystarczy tego postanowić. Podobnie jest, kiedy mówisz, że musisz się mniej stresować, czy mniej przejmować błahymi sprawami. To należy regularnie ćwiczyć.
Dlatego wróciłam do praktyki „trzech pozytywnych rzeczy”. ĆwiczeniePraktyka „trzech pozytywnych rzeczy” polega na tym, że przed zaśnięciem przypominam sobie trzy przyjemne chwile z danego dnia. Ćwiczenie to przydaje mi się szczególnie w trudnych momentach życia. Wtedy wspomnienie takich przyjemnych chwil pozwala mi złapać odrobinę dystansu i balansu.
A Ty czekasz na wojnę, czy już doceniasz to, co masz? Miłego dnia Gracjana PS. Jeśli potrzebujesz podyskutować na temat równowagi w Twoim życiu zapraszam do grupy Work Life Balance w praktyce na Facebooku